Lofoty 2008

VII Wyprawa Fotograficzna Norwegia LOFOTY 2008

24 czerwca 2008 r.

Nocny przejazd z Polskę pełen emocji – remonty, objazdy, wypadki, a na poboczach krzyże – horror. Gdańsk, wakacyjny – spacer po Długim Targu, obiad, ostatnie zakupy, tankowanie paliwa i dojazd do portu . Załadunek na prom sprawny – nie ma tłoku, w Skandynawii sezon truskawkowy jeszcze się nie zaczął. Silny wiatr, trochę buja, jeszcze tego samego wieczora morska choroba daje się we znaki mniej zahartowanym.

25 czerwca 2008 r.

Po 19 godzinach morskiej podróży Szwecja wita nas słońcem. Rozbijamy namioty na campingu nad morską zatoką. Pachnie skoszoną trawą. W czasie spaceru w pobliskim lesie zaliczamy bardzo bliski kontakt ze żmiją zygzakowatą, o włos udało się uniknąć konfrontacji. Daje się zauważyć wielkie bogactwo gatunków ptactwa; mewy, gęsi, kaczki, kormorany, ostrygojady, czaple… Właśnie wykluwają się pisklęta, w poszukiwaniu pożywienia panuje nieustanny ruch. Palimy małe ognisko, nocy praktycznie nie ma, o północy na niebie tylko lekka szarówka.

26 czerwca 2008 r.

W korku przedzieramy się przez centrum Sztokholmu – rezygnujemy z postoju i spaceru po mieście, zniechęca nas upał. Autostradą 110 km/h pędzimy do Uppsali, dawnej stolicy Szwecji. Zwiedzamy gotycką katedrę i zamek. Wysoko na galerii katedry koncertuje orkiestra dęta. Tu nie ma pośpiechu, niewielu ludzi na ulicach, w parkach rodziny z dziećmi bawią się ze zwierzętami, w prowizorycznych zagrodach owce, kozy i różowe świnki. Na uliczkach i parkingach rowery, rowery, rowery…

27 czerwca 2008 r.

Wybieramy drogę nr. 70 środkową Szwecją w kierunku północno-zachodnim. Krajobraz faluje łagodnymi wzgórzami. Droga jednostajna; jezioro, las, rzeka, niewielkie sterylne miasteczka wzbogacone obiektami nowoczesnej architektury budynków publicznych. Zwiedzamy skromny skansen, zgromadzono tu przykłady wiejskiej zabudowy, wewnątrz proste wyposażenie, narzędzia rolnicze, kolekcja tradycyjnych ubiorów. Zachwycają przedmioty użytkowego rękodzieła kultury Samów z niedalekiej Laponii. Żegnamy definitywnie noc, wkraczamy w strefę polarnego dnia. Postój na sen w górskiej dolinie przegrodzonej tamą i wielkim sztucznym jeziorem.

28 czerwca 2008 r.

Laponia – krajobraz staje się coraz bardziej surowy, na pojawiających się na horyzoncie górach widać płaty śniegu. Tundra; karłowate brzozy i świerkowe lasy świadczą o długiej i mroźnej zimie, na torfowiskach łanami kwitnie wełnianka. Ledwie widoczną ścieżką, potem przez wiszący most docieramy do położonej na wyspie wielkiego jeziora lapońskiej wioski. Osada była zamieszkana do połowy lat 60, ale ślady po licznych ogniskach świadczą o częstych wizytach byłych mieszkańców. Domostwa pokryte darnią są w całkiem dobrym stanie i mogą służyć jako schronienie do dziś. Tego samego dnia w okolicy miasta Mo i Rana wjeżdżamy do Norwegii. Stąd niedaleko do lodowca Svartisen. O godz. 21 ścieżką wzdłuż jeziora ruszamy znaną mi drogą pod lodowiec. Pod jednym z wodospadów nagi norweg zażywa lodowatej kąpieli. Olbrzymie wodospady i kamienna czerwona pustynia doprowadza do wyniosłego czoła lodowca. Możemy go dotknąć, na naszych oczach spada duża bryła lodu, (trochę jej pomogliśmy celując kamieniami w wątły pomost). Ryzykowna zabawa ; ale emocje i gorąca herbata rozgrzewa nas przed długim i wyczerpującym powrotem. 

29 czerwca 2008 r.

Wracamy o północy, nad jeziorem o tej niezwykłej porze polarne słońce rozpina tęczę która towarzyszy całemu powrotowi. Ścieżką pod lodowiec podąża dwóch ludzi. Jeden zwraca się do mnie po imieniu! To Rafał – kolega a Warszawy ze swoim bratem, którzy zainspirowani moimi wcześniejszymi relacjami ruszyli podobnym szlakiem. To niezwykle spotkanie w niezwykłych okolicznościach zapoczątkuje serię kolejnych spotkań z rodakami w większości mi znajomymi! Świat jest mały. Po dotarciu do bazy młodsi, niezahartowani uczestnicy padają ze zmęczenia, a tu trzeba przygotować jeszcze nocleg i ciepły posiłek, wysuszyć ekwipunek, buty i przepocone ubrania. Po kilkugodzinnym wypoczynku starą drogą przez góry podążamy konsekwentnie na północ, śniegu dostatek a nieba leje się żar. Dla pobudzenia sił witalnych biegamy boso po śniegu. Śnieg parzy jak rozżarzone węgle! Wszystkie receptory ukryte w stopach sprawiają że krew krąży dwa razy szybciej. Dla odmiany w licznych wypełnionych wodą skalnych misach zażywamy ciepłych kąpieli. Tego samego dnia w okolicy Jokkmokk przekraczamy magiczny Krąg Polarny.

30 czerwca 2008 r.

Dzień rozpoczynamy od wizyty na złomowisku samochodów w okolicy Fauske. Dziś wizyta w jednym z najdzikszych i najpiękniejszych Parków Narodowych Rago.
Można tu spotkać m.in. rosomaki. Wiszącym mostem a potem wzdłuż koryta rzeki z licznymi wodospadami wspinamy się na skalny płaskowyż z oszałamiającym widokiem. Vibramowe podeszwy terenowych butów w miarę pewnie trzymają się obrobionych przez wodę i lód gładkich skał. W czasie deszczu droga staje się tak śliska, że niemożliwa do przebycia. Nam na szczęście pogoda dopisuje, ryzykowne podejścia są suche i dostępne. Słabo oznakowany szlak, brak dokładnej mapy nie pozwala zapuścić się dalej, nawet GPS ma kłopot z odszukaniem satelitów, podobnie komórkowe telefony są poza zasięgiem jakiejkolwiek stacji. Przez cały dzień spotykamy tylko jedną, bardzo dobrze wyposażoną z zapasami na kilka dni grupę młodych norwegów. „Wieczorem” ruszmy dalej na północ po drodze mijamy monumentalny szczyt Krakmotinden.

1 lipca 2008 r.

Kończymy, czy też zaczynamy dzień o północy. Nad Vesterfjordem po drugiej stronie w odległości ok. 60 km piętrzą się Lofoty, obserwujemy toczące się po horyzoncie słońce. Podobne widoki będą nam towarzyszyć prawie co dnia. Zaciera się poczucie czasu, zegarek przestaje być potrzebny. Na wyspie Engeloya natrafiamy na ślady z II wojny – mogiła 514 Czerwonoarmistów którzy zginęli przy budowie niemieckiej fortecy; zespołu bunkrów i 3 super dział kal. 406 mm, wystrzeliwujących 1035 kg pociski na odległość 56 km. W jednym z bunkrów zwiedzamy muzeum. Imponujące fortyfikacje przyciągają w luksusowych kamperach niemieckich emerytów – weteranów? Psuje się pogoda, na koniec dnia z Leknes płyniemy promem do Lodingen na archipelagu Lofotów.

2 lipca 2008 r.

Lofoty – ostrygojady przeraźliwym piskiem odciągają nas od gniazd. Pogoda się poprawia, upał, zasypiamy po gołym niebem na poduchach z wonnego mchu. Znakomite światło i czyste powietrze sprawia że filtry polaryzacyjne działają z całą mocą, trzeba uważać aby nie przesadzić. Svolvaer ze słynna górą zwieńczoną „kozimi rogami” to początek wędrówki po tutejszych miasteczkach. Nad wodą na palach stare chatki rorbuer, na drewnianych żerdziach suszą się dorsze, echo syren wycieczkowych statków długo krąży pomiędzy skalnymi szczytami. Emigracja zarobkowa sprowadziła to wielu Polaków, uśmiechnięte i zadowolone polskie ekipy budowlano-remontowe spotykamy prawie wszędzie. Informują nas o okolicznych atrakcjach, udzielają rad, gdzie zrobić tanie zakupy… Ciepło i jasno nie wiadomo kiedy skończyć dzień.

3 lipca 2008 r.

Dziś malownicze Henningsvaer. Od pierwszej wizyty w 2002 r. fotografuję umierające nabrzeże. Wszystko trwa bez zmian, tylko wejście na zbutwiały pomost staje się ryzykowne, podkładam długie deski i udaje się dostać w miejsce to co zwykle. Z wypolerowanych otoczaków ustawiamy „Lofociarskiego” Trolla. Po drodze sesja z plenerową rzeźbą – sferycznym lustrem weneckim zagubionym w zielono niebieskim krajobrazie. Tunelem dojeżdżamy do mojego „końca świata” Utakleiv. Urzakająca plaża nad otwartym morzem nie pozwala zakończyć dnia. Zaledwie kilka osób podziwia 3 godzinny „zachodo-wschód” słońca.

4 lipca 2008 r.

To prawdopodobnie najdłuższy dzień wyprawy. Wędrujemy po okolicznych plażach z białym piaskiem i turkusową wodą, na każdej plażujemy do znudzenia. Zahartowane norweskie dzieci zażywają morskiej kąpieli. Wizyta w pięknie położonym Myrland i dzisiejszy wieczorny cel; góra Reinebringen. Forsowna wspinaczka, na górze, jako jedyni goście w północnych promieniach słońca doświadczmy świetlnego spektaklu . To najpiękniejsze miejsce na całych Lofotach. Niezwykłej urody góry a u podnóża w przepaści nanizane na półwyspy Reine. Widok z tego miejsca króluje na większości pocztówek.

5 lipca 2008 r.

Nie przerywamy wędrówki ok. godz. 2 jesteśmy na końcu szlaku w miasteczku A. Wyczerpująca wspinaczka w Reine sprawia że nie zabawiamy tu długo, szukamy noclegu. Kwitnąca łąka nad szumiącą morską zatoką jest odpowiednim miejscem. W górze szybuje orzeł. Po kilku godzinach snu budząc się nie słyszymy morza. To odpływ wycofał wody z zatoczki, w czasie śniadania morze wraca na swoje miejsce. W odtworzonej chacie Wikingów w Borg próbujemy zbrojnego oręża. Ostatni punkt to Eggum i rzeźba z projektu Skulpturlandskap Nordland której autorem jest Markus Raetz. Głowa rzeźby w zależności od kąta patrzenia obraca się na  kamiennej kolumnie podstawy o 180 stopni.

6 lipca 2008 r.

Kolejny cel to Andenes na wyspie Andoya najbardziej na północ wysunięty punkt podróży. Kupujemy bilety na wielorybnicze safari. Ok. 20 km od wybrzeża jest podmorski rów o głębokości ponad 1000 m. Obecnie żeruje w tym rejonie ok. 30 wielorybów. Słuchamy wykładu na ich temat, oglądamy gigantyczny szkielet i slajd show, niestety pomimo słonecznej pogody silny wiatr nie pozwala wyjść w morze. Zasypywani piaskiem plażujemy na wydmach do późnego wieczora.

7 lipca 2008 r.

Kolejny dzień rozpoczęty o północy. Moja ulubiona plaża w Andenes, na mokrych kamieniach łowię światło. Wracamy wschodnim wybrzeżem Andoyi, ciekawy układ chmur sprawia, gruntową drogą przecinamy w połowie wyspę aby mieć widok na ośnieżone szczyty na stałym lądzie. Jadąc wzdłuż fiordu popołudniu jesteśmy w Narviku, znajdujemy wojskowy cmentarz z grobem Polskich żołnierzy. W centrum miasta Muzeum II wojny, na centralnym placu drogowskaz pokazujący, że stąd wszędzie daleko…

8 lipca 2008 r.

Zmierzamy na południe, przekraczamy Krąg Polarny, tym razem w upale. Zwykle zimne i wietrzne miejsce dziś pozwala przygotować obiad. Kilka kilometrów dalej zwiedzamy założony ponad 100 lat temu Park Narodowy – Norland. Zgromadzono tutaj rosnące w tajdze gatunki drzew z całego świata. Zaskakują kontrasty; doliny porośnięte kipiącymi zielenią lasami, 100 – 150 m wyżej wegetuje tylko odporna na mróz karłowata brzoza, na obłych wzniesieniach zalegają płaty śniegu.

9 lipca 2008 r.

Ponownie jesteśmy w pobliżu lodowca Svartisen, szukamy nowej drogi. Znakowanie szlaków jest bardzo skąpe, drogowskazem są samochody z czeską rejestracją. Obecność Czechów jest gwarantem że w pobliżu mamy coś interesującego niedostępnego zza okien wszechobecnych kamperów. Górskie ścieżki po godzinie marszu zanikają, brak precyzyjnej mapy wyklucza dalszą wędrówkę, rwące potoki i niedostępne skały wymuszają odwrót. Atrakcją dnia, a może nawet i podróży jest wodospad Marmorslottet. Niezwykłe formy wyrzeźbione przez wody lodowcowej rzeki w przecinającej koryto szerokiej żyle marmuru. Powyżej wodospadu jezioro z tworzącymi wyraźną granicę dwoma kolorami wody, mętną lodowcową i klarowną ze źródeł.

10 lipca 2008 r.

Stiklestad -pole bitwy i miejsce śmierci Olafa II Haraldssona w 1030 r. Doroczny wielki festyn za tydzień, w amfiteatrze trwają próby historycznego spektaklu. We wnętrzach futurystycznego hotelu wystawa fotografii z początku XX w. Loentza Evarta Larssona. Olbrzymia kamera i seria dostojnych portretów zachwyca.
Kolejna historyczna pamiątka przywołuje czasy Vikingów – 38 głazów wytyczających „Drogę Królewską” datowaną na 800 – 900 r.

11 lipca 2008 r.

Trondheim i wspaniała gotycka katedra, spędzamy w jej wnętrzu kika godzin zwiedzając ją od katakumb aż po dach. Każda figura, maszkaron czy detal wart jest osobnego portretu. Kosmopolityczne miasto zachęca do spaceru główną aleją i nad zabytkowym portowym kanałem. Wieczorem kolejne spotkanie z Vikingami – cmentarzysko ok. 750 pochówków datowanych na 700 – 1000 r. w miejscowości Vang.

12 lipca 2008 r.

Góry coraz wyższe, a doliny coraz ciaśniejsze. Odwiedzam samotnie mieszkającego Norwega, Ole Toftte. Dwa lata temu zrobiłem mu portret – dziś przywiozłem powiększenie. Miłe spotkanie, pijemy kawę, robię nowy portret. Ole pozuje ze strzelbą swojego pra-pra-dziadka, osadnika budowniczego upadającej dziś farmy. Malowniczą doliną jedziemy do wodospadu Mardalsfossen. Prawie tropikalnym lasem w zielonych mchach i porostach idziemy możliwie najbliżej. Woda spada z wysokości 297m aby po odbiciu od skalnego progu szybować jeszcze 358 m ! Przemoczeni spijamy rozpyloną w powietrzu wodę. Na koniec dnia przy ognisku robimy notatki z podróży.

13 lipca 2008 r.

Dziesiątki wodospadów świadczą o bliskości lodowców. Zatrzymujemy się pod najwyższą w Europie pionową ścianą skalną; Trollstigen. Ściana to wyzwanie tylko dla najlepszych wspinaczy. Natomiast przed nami do pokonania słynna Droga Trolli. Startujemy z wysokości 295 m aby po 11 ostrych zakrętach wyjechać na 1610 m. Kilka minut samochodowej wspinaczki u wszystkich wydziela sporą dawkę adrenaliny. Górski płaskowyż obficie pokrywa śnieg, mżawka nie pozwala nacieszyć się zimowymi krajobrazami. Szaleńczy zjazd i znów jesteśmy na poziomie morza, przeprawa promem i kolejne podjazdy. Nad uznanym za najpiękniejszy Geirangerfjordem zachmurzone niebo łaskawie otwiera się odsłaniając słońce. Spacer wzdłuż kilkusetmetrowej przepaści południowej ściany fiordu dostarcza kolejnych emocji.

14 lipca 2008 r.

W Lom oglądamy pierwszy stavkirke (kościół słupowy) z XII w. Stały przepływ grup turystów sprawia że nie zostajemy tu długo.  Dalsza droga to ciągłe zjazdy na poziom morza i podjazdy, dziś max. na 1434 m. Kontrasty pogodowe, temperaturowe i klimatyczne. Tuż przy drodze robimy sobie zdjęcie na tle 3 -metrowej śnieżnej zaspy, a po niecałej godzinie fotografujemy odbicia tychże gór w otoczonych zielenią fiordach. Rzadko gości tu wiatr, a duża głębokość tworzy niezwykle klarowne odbicia, stąd też nazwa jednego z nich jak najbardziej uzasadniona Lustrafjoden.

15 lipca 2008 r.

Jesteśmy pod lodowcem Jostedalsbreen, pada deszcz. W nowoczesnym muzeum lodowca czekamy na poprawę pogody ponad 2 godz. Opłaciło się, słońce świeci tyle ile potrzeba aby dojść do czoła i wrócić. Przepływamy ostatni fiord, na pożegnanie słońce rozpina tęczę. W Burgund malownicze stavkyrke. Wokół na kilkadziesiąt metrów obowiązuje „ticket area”, aby się zbliżyć trzeba wykupić bilet! Robię zdjęcia teleobiektywem z „bezpiecznej” odległości.

16 lipca 2008 r.

Kosmiczna ciekawostka. Krater, miejsce uderzenia meteorytu z przed 650 milionów lat. Trudno coś dostrzec ale liczne tablice z opisami starają się być przekonywujące. Zbliżamy się do Oslo, po raz pierwszy od kilkunastu dni na niebie widzimy gwiazdy.

17 lipca 2008 r.

Zwiedzanie Oslo rozpoczynamy od Vigeladsparken. Dzieło norweskiego rzeźbiarza Gustava Vigelanda; 212 rzeźb ludzkich postaci obrazujących etapy naszego życia od narodzin do śmierci. W porcie liczne drewniane żaglowce i barki skrzypią olinowaniem. Życie towarzyskie i kulturalne miasta koncentruje się na nadmorskiej promenadzie. Hiper nowoczesna i pełna światła architektura jest tutaj niezwykle przyjazna, nawarstwienia różnych stylów i rozwiązań to prawdziwy podręcznik dla współczesnych projektantów. 30% odsetek emigrantów dopełnia kolorytu miasta. Zwarte centrum zachęca do spaceru, główne osie komunikacyjne ukryte w tunelach i obfitość zieleni sprawia że mieszka się tu miło i wygodnie.

18 lipca 2008 r.

Ponownie jesteśmy w Szwecji, nad jeziorem Wener w Kristienehamn podziwiamy 15 metrową rzeźbę Pabla Picassa. Odwiedzamy wiejskie rezydencje w Stromsholm i Tido. Zachwyca ich położenie, siedziby otoczone parkami, wysadzane wiekowymi dębami aleje prowadzą na rozległe pastwiska z pasącymi się na nich szlachetnej krwi końmi. Po horyzont łany zbóż i pustka, czasem pomiędzy cyprysami pojawia się antyczna rzeźba. Krajobraz i architektura wysmakowana w najdrobniejszych detalach. Nie widać pracujących ludzi czy maszyn, mamy wrażenie obecności w krainie szczęśliwości, dostatku i dobrobytu gdzie wszystko jest wypielęgnowane od zawsze. XVII wieczne Vasteas to niewielkie miasto pełne życia w kawiarnianych ogródkach, na placach zamiast pomników rzeźby – tutaj zwykli ludzie na rowerach jadą do pracy. W Rusten kolejne spotkanie z Wikingami – cmentarzysko z grobami w kształcie łodzi, wysokie kurhany, kamienie runiczne i prehistoryczny labirynt.

Galeria zdjęć